WICHURA
Nadchodził kolejny,letni wieczór we Wrocławiu. Powietrze nadal było duszne i parne.....wentylatory w domu chodziły na maksa chłodząc nasze nagrzane ciała....wyjątkowo zmęczone upalnym dniem. W powietrzu wisiało jednak jakieś napięcie,taka cisza przed burzą. Czarne chmury powoli nadciągały nad kładące się do snu miasto....na oknach pojawiły się małe krople deszczu,a drzewa zaszumiały strącając wiele małych liści.Do uszu zaczęły docierać odgłosy nadciągającej burzy,przez co ruszyłam się z miejsca by pozamykać okna. Wiatr stał się bardziej porywisty,a deszcz intensywny.....Na głównej ulicy zabrakło prądu,co spotęgowało mrok. Stałam jak wryta i obserwowałam powoli zanikający, sąsiedni blok ....przez intesywnie pętającą się wszędzie wichurę i deszcz. Błyski i huki w miarę upływu czasu były głośniejsze i mocniejsze,deszcz przybrał postać gradu....który z siłą eksplozji walił po parapetach,rynnach i ulicach. Współczuję tym,którzy w tym czasie podróżowali.Widziałam jak nie mogące jecha