Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

FANABERIA

Obraz
Sobota.....otwieram oczy, leniwie rozglądając się po pokoju. Mój M. jeszcze śpi. Promienie słońca wkradają się do środka zaznaczając na podłodze jasną plamę. Przeciągam się, drapię po rozczochranej głowie i widzę, że Lazy wyraźnie mi się przygląda. Jej czarne, zaspane ślepia patrzą na mnie i zastanawiają się,czy pora wstawać,czy jeszcze nie. Chwila takiej ciszy i bezruchu zaraz po przebudzeniu jest wyjątkowa. Nie muszę się spieszyć,a godzina mnie nie interesuje. Postanawiam raz jeszcze zanurzyć się w wygrzanym wyrze... skoro mogę. :) Pies ziewa, wyciąga leniwie łapy i zamyka spokojnie oczy. Jakaś mucha brzęczy,a mój M. przewraca się na drugi bok. Chyba już nie zasnę. Sięgam po telefon, jest po dziesiątej. Szybko robię poranną prasówkę....a do głowy przychodzi mi fanaberia. :) A gdyby tak napić się kawy, nie wychodząc z łóżka?! I robię to z wyraźnym uśmiechem na twarzy...Zadowolona z siebie, parzę sobie kawę na moim stoliku nocnym.... i tak mogę zaczynać każdy weekend! Lenistwo

STRYCH....

Obraz
W naszym domu jest jeszcze jedno pomieszczenie,którego wcześniej nie pokazałam. Strych, poddasze,graciarnia.....jak kto woli. :) Nie ma w nim nic nadzwyczajnego.....na razie.....bo szykują się zmiany! Jedyne prace jakie wykonaliśmy od momentu zakupu domu, były zwykłymi porządkami. Musieliśmy wyrzucić wiele starych rzeczy, które zostały po poprzednich lokatorach. Pozamiatać oraz odkurzyć całą powierzchnię.... Co dziwne strychy zawsze owiane są jakąś tajemnicą. Chowamy na nich niepotrzebne już nam graty, lub nasze skarby. Rzeczy,których nie używamy,a których nie chcemy się pozbyć. Stoją, kurzą się,niszczeją,a z czasem zadomawiają się w nich pająki. Pamiętam swoją pierwszą wizytę na strychu w naszym poprzednim domu. Na jego końcu ,w cieniu stał ogromny, wyschnięty wieniec. Byłam przerażona,a w głowie miałam tysiące wymyślonych przez siebie historii. Jak i dlaczego się tu znalazł. Umysł ludzki ma bardzo bujną wyobraźnię. Jak się okazało, wieniec mi

(OPERACJA) KOZA

Obraz
Koza to historyczny element w naszym domu. Zajmuje centralny punkt w salonie i nie sposób nie zwrócić na nią uwagi. Gdy zakupiliśmy nasz dom, ona już tu stała...na swoim miejscu, niewzruszona i gotowa by ogrzać chałupę nowym właścicielom. Na początku kręciliśmy nosami, mijaliśmy ją z daleka...ja marzyłam o kominku dwustronnym a mój M. o czymś zupełnie innym. Gdy nastały zimowe, ciemne dni...a w domu trwał remont....koza musiała pójść w ruch! Nie zawiodła....ogień wesoło strzelał i tańczył za małą szybą, a temperatura na termometrze rosła. Wszystkie ścinki i drewniane odpady lądowały w kozie. My byliśmy zadowoleni,a chałupa nagrzana. A ona stała...mała,niepozorna, niewzruszona. Był taki moment,że służyła mi również za kuchenkę. Gdy w domu wióry latały i chłopaki remont na całego prowadzili, ja na tej małej kozie gotowałam obiady. Były zupy, sosy, kotlety mielone i schabowe :) Dużo frajdy, radości i śmiechu,a wspomnień jeszcze więcej. Dziś nie wyobrażam sobie wymieniać tej koz

W CENTRUM MIASTA....

Obraz
Zabieram Was dzisiaj ( choć pogoda za oknem nie sprzyja) na spacer po Stavanger. Stavanger to portowe miasto położone na południowo - zachodnim wybrzeżu Norwegii. Przez długi okres miasto słynęło z żeglugi, przemysłu stoczniowego,produkcji konserw rybnych oraz połowu szprotek. Po odkryciu przez Norwegię złóż ropy naftowej na Morzu Północnym, Stavanger zostało stolicą norweskiego przemysłu naftowego. Najważniejsze światowe koncerny naftowe ( choćby Statoil) mają właśnie tutaj swoje biura. Nadzorują  one wydobycie ropy na Morzu Północnym. Centrum miasta nie jest zbyt duże. Wszystko gromadzi się wokół otwartego portu , do którego często przybijają wielkie statki turystyczne. Drewniana zabudowa oraz wąskie uliczki wprowadzają bardzo kameralną i morską atmosferę.  Bardzo przyjemnie jest usiąść w norweskim pubie i napić się regionalnego piwka. Zdarza mi się również spotykać z koleżanką na babskie ploteczki w klimatycznych kawiarniach przy aromatycznej kawie.