KRETA

Jak ten czas szybko leci....wakacje na greckiej wyspie minęły bezpowrotnie.
Na Krecie byłam po raz drugi,ale tym razem zwiedziłam co nieco.
Odkryłam jej piękną,naturalną,dziką,dla mnie rajską stronę.....momentami czułam się jak na Karaibach.
Cały tydzień spędziliśmy na zachodniej stronie Krety. Nasz hotel położony był niedaleko Chani....zatem prawie każdy wieczór spędzaliśmy spacerując uliczkami starego miasta.
Podziwialiśmy piękne,stare budowle,jedliśmy pyszne kolacje i piliśmy ich domowe wino.
Miasto Chania jest sercem zachodniej części tej wyspy. Znajdziemy tu połączenie architektury weneckiej i osmańskiej. Wąskie,klimatyczne uliczki przepełnione sklepikami,pubami i tawernami doprowadzą nas do weneckiego portu (który jest historycznym świadectwem kultury minojskiej i tureckiej ), przy którym możemy podziwiać weneckie domki,wille,tureckie domy,meczety oraz kościoły. Grecy to niesamowicie mili i uśmiechnięci ludzie (mimo ich dramatycznej sytuacji), którzy witali i gościli nas na każdym kroku. Spędziliśmy tam kilka romantycznych wieczorów.


Naszą następną wyprawą były plaże. Phalasarna to przecudowne widoki, krystaliczna woda,wydmy oraz gorący piasek.
Wszystko to co zapiera mi dech w piersiach.
Plaża ta jest położona jedyne 50km od Chani. Naprawdę warto jest zatrzymać się tu na dłuższą chwilę.

Elafonisi to niewielka wyspa położona na południowym zachodzie.Droga z Chani jest dość męcząca i prowadzi przez górzyste,kręte drogi. Jednak widok płytkiej laguny,którą możemy dojść do tejże małej wyspy jest niesamowity. Na Elafonisi znajdziemy również błyszczącą,przezroczystą wodę oraz różowy piasek,który dla mnie był fenomenem.
Ponoć jest to jedna z najpiękniejszych plaż Europy.


Ostatnią naszą wyprawą była plaża Balos. Na plażę można dostać się drogą lądową albo wodną.
Droga samochodem jest trudna,zresztą każde biuro wypożyczania aut mówiło,że nie wolno jest nam tam jechać samochodem. Osobiście uważam,że taka trasa również byłaby niezłą atrakcją,jeśli pokonalibyśmy ją quadem albo jeepem,a nie zwykłym osobowym. W praktyce wyglądało to zupełnie inaczej. Tłumy przybyły na  plażę różnymi autami jadąc po protsu 30 km/h. Od parkingu do laguny trzeba zejść w dół co zajmuje ok. 30 minut.
My wybraliśmy rejs statkiem,który okazał się kapitalny!
Statek wypływał z portu w Kissamos i kosztował 25 euro od osoby. W ciągu dnia odbywają się trzy takie rejsy. Wyprawa statkiem była arcyciekawa i wcale niedroga. Płynąc statkiem odwiedziliśmy wyspę Gramvousa ( której nie zobaczylibyśmy jadąc autem). Spędziliśmy tam ok 2 godzin. Na wyspie znajduje się mała plaża z lustrzaną, mieniącą się różnymi kolorami wodą,wrak statku oraz ruiny twierdzy położone na wzgórzu. Podejście do twierdzy jest dość strome ,bardzo kamieniste,ale zajmuje jedynie 20 minut,a wrażenia są wprost bajeczne.
Następnie statek przeprawił nas na drugą stronę,zacumował ok 200 metrów od brzegu i małymi łódkami dopływaliśmy do plaży Balos. To wprost rajskie miejsce. Turkusowo-szafirowa lśniąca woda jest efektownym,malowniczym przeżyciem. Tam spędziliśmy ok 3 godzin. Rejs statkiem w jedną stronę zajmuje ok godziny.
Wycieczka zrobiła na mnie ogromne wrażenie,byłam zachwycona i niezwykle wzruszona.
Na Krecie byłam po raz drugi,ale właśnie tym razem skradła ona moje serce. Jestem oczarowana i pewna,że raj kiedyś wyglądał właśnie tak!


pozdrawiam

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JAZZOWE NUTKI

SPA

BAŁAGAN