SANTORINI

Nasze wakacje we dwoje,choć już we troje. Czyli Ciężarówka na wakacjach.
Bardzo długo zastanawiałam się,czy zdecydować się na ten wyjazd. Targało mną mnóstwo wątpliwości,czy w ten sposób nie narażę malucha na niebezpieczeństwo.
Z drugiej tej trochę egoistycznej strony....wypad na wakacje po prostu się należy.
Dyskutowałam z lekarzami,rozmawiałam z bliskimi,czytałam wiele książek i artykułów.....i postanowiłam,że lecimy.
Wykupiliśmy mi dodatkowe ubezpieczenie w razie W.....następnie skrupulatnie się spakowaliśmy i polecieliśmy 4-godzinnym lotem na piękną wyspę Santorini. Lot samolotem nie był zły,choć dosyć męczący.....na pokładzie regularnie piłam wodę,robiłam krążenia stóp i rąk oraz co jakiś czas udawałam się na mały ,,spacer,,. Po przylocie i dotarciu do hotelu....położyłam się na dwie godzinki by odpocząć. I właśnie wtedy po raz pierwsz mój L. gdy przyłożył rękę do brzucha,poczuł solidnego kopniaka. Kto wie...może wyrośnie nam podróżnik? :)
Wizyta w Grecji była już naszym 8 razem,ale pierwszym na tej wyspie.
Santorini to niewielka wyspa pochodzenia wulkanicznego na której ponoć zawsze świeci słońce.
Bajkowa architektura białych domków z niebieskimi kopułami ( jakie dobrze znamy z reklam telewizyjnych) występuję w dwóch miastach Firze ( stolicy wyspy) i Oi ( miejscu,gdzie występują ponoć jedne z najpiękniejszych zachodów słońca). Reszta wyspy to surowy wygląd skał i przesuszonej roślinności. Natomiast widoki.....prawie wszędzie są obłędne! Czyste niebo pięknie łączy się z lazurową wodą,a wszystko podkreśla gorące słońce.
Tydzień wystarczy spokojnie by zwiedzić całą wyspę.


Oia


i ludzie,którzy już zbierają się by podziwiać zachód słońca.





 Fira





600 schodów do starego portu....





 Widoki,gdzieś po drodze...






Miejscowość Kamari




Trafiła nam się również pełnia.


Red Beach





Nasza wakacyjna przygoda w tym roku dobiegła końca i nadszedł czas powrotu.
Dzień wylotu wspominam dość kiepsko. Siódmy dzień z rzędu upały dały mi się już we znaki.
Lotnisko na Santorini jest malutkie i duszne,a co chwilę przylatuje tu i odlatuje mnóstwo samolotów. Musiałam wystać się w wielu kolejkach,które wychodziły aż poza budynek lotniska....
co sprawiło,że bardzo spuchły mi stopy ( tak,że nie było widać na nich kostek).
By było jednak szybciej ja stałam w jednej kolejce,mój L, w drugiej.
Gdy znaleźliśmy się już na strefie bezcłowej....to jęknęłam ze zmęczenia.
Mnóstwo ludzi ( większość Norwegów),mała hala i wszystkie siedzące miejsca zajęte.....ludzie pokładali się dosłownie wszędzie: na ziemi,na schodach,poręczach,gdzie tylko mogli....
i nikt nie ruszył dupy by ustąpić mi miejsca.....a jestem w 6 miesiącu ciąży i chciał nie chciał .....tę ciążę już widać. Mój L. posadził mnie na lotniskowym ,,koszyku,, w którym sprawdzają wielkość bagaży podręcznych przed wejściem na pokład i kazał czekać.....
po chwili wrócił ucieszony,że za winklem jest mała hala i jest sporo pustych miejsc.....
Byłam szczęśliwa i również bezczelna,bo zajęłam aż trzy siedzenia....kładąc się na nich z nogami uniesionymi do góry....i wcale nie stając, gdy przychodzili jacyś gówniarze w poszukiwaniu siedzących miejsc.
Po swoich doświadczeniach,będę zwracała więcej uwagi na kobiety w stanie błogosławionym......
Ludzie! Ustępujmy miejsca!
Sam lot minął szybko i przyjemnie......jesteśmy już całą trójką w domu i czujemy się dobrze....
Następna podróż to kierunek Wrocław....jak co roku. :)
do napisania!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

JAZZOWE NUTKI

SPA

BAŁAGAN